niedziela

6. Praca dla Horana (2) | Chloe


Niepewnie podeszłam do muru, usiadłam na murku z dala od drzwi. Mimo to dudniąca muzyka przeszywała moje ciało. Kilka razy zmieniałam pozycję stresując się, aż napotkałam karcący wzrok blondyna. Usiadłam zakładając kosmyk włosów za ucho. Oparłam plecy o zimny mur, papieros znalazł się pomiędzy moimi wargami. Powoli wypuszczałam dym z ust, część trutki rozchodziła we mnie. Przyjemne uczucie. Trochę za mocno się zaciągnęłam i zaczęłam kaszleć upuszczając resztę papierosa. Zgasiłam peta podeszwą i oparłam się normując oddech. Spojrzałam się na kitrającego się krzakach chłopaka i odetchnęłam z ulgą. Nie zostawił mnie. Po kilku minutach w zasięgu wzroku znalazł się mężczyzna, wyglądał na młodego. Wstałam i niepewnie podeszłam do niego. Na jego ustach pojawił się chamski uśmiech.
-Zgubiłam się, wiesz może jak trafić do centrum Londynu?-Spojrzałam na niego z dołu.
-Taka śliczna dziewczyna jak ty nie powinna się szlajać po takich miejscach. Pełno tutaj niebezpiecznych typów.-Z każdym jego krokiem do przodu ja robiłam jeden do tyłu. Moje plecy natrafiły na ścianę. Przerażona uciekłam chwilowo wzrokiem na blondyna. Wargi miał wykrzywione ku górze. To nie tak miało być! Miałam go tylko zagadać, a on by zrobił co do niego należy! Jego dłoń powędrowała na mój policzek. Przymknęłam oczy tłumiąc łzy. Wszystko szło nie tak jak miało. Drugą dłoń położył na mój biust, a jego usta wylądowały na moich. Ścisnęłam pięści, starałam się go odepchnąć, ale nie udawało mi się to. Po chwili odciągnął go ode mnie, zasłonił dłonią jego usta i wbił strzykawkę w ramie. Po chwili cała jej zawartość znalazła się w krwi nieznajomego. Osunął się na ziemię. Blondyn oparł go o ścianę, upozorował samobójstwo. Splunął na niego i kierował się do auta. Wyrwałam swoją dłoń z jego.
-Jesteś mordercą!-Krzyknęłam, a on mnie uciszył.
-Przeszkadza ci to?-Mruknął.
-Taaak?-Uniosłam ręce do góry i po chwili je opuściłam.
-Och Jezu, to nie takie straszne.-Znów mnie chwycił.
-Zostaw mnie!-Znów podniosłam głos odsuwając się.
-Jak sobie życzysz.-Ukłonił się wkurzony i poszedł do samochodu. Stałam tam jak głupia i patrzyłam jak odjeżdża. Z moich oczu znów pociekły łzy, zapewne wyglądałam jak panda. Londyńska pogoda nie sprzyjała mi i poczułam na swoim ciele krople wody. Na początku leciały spokojnie potem nie dawały mi już spokoju. Moja widoczność spadła do minimum. Powoli kierowałam się brzegiem ulicy w stronę miasta. W tym momencie te buty były najgorszą rzeczą na świecie. Spojrzałam kątem oka na jezdnie. Sportowe auto zwolniło, a jego szyba opadła. Przystanęłam, a koła pojazdu zatrzymały się.-Może cię podwieźć?-Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Może teraz jestem największą idiotką na świecie, ale odwzajemniłam ten pieprzony uśmiech i wsiadłam do tego cholernego samochodu. Ruszył. Mijaliśmy kolejne drzewa kiedy inny samochód wjechał w tył auta obcego. Odwróciłam głowę, a Justin starał się zapanować nad pojazdem. Czarny samochód wyrównał z naszym. Za kierownicą siedział wściekły Niall. Próbował nas zepchnąć z jezdni, nie rozumiałam go. Szatyn zahamował, a BMW czołowo wjechał w drzewo. Przerażona wyszłam z samochodu, Justin wyszedł za mną. Podbiegłam do samochodu.-Zostaw go! Nie jest tego wart!-Krzyczał za mną, a ja go nie słuchałam.
-Dzwoń po pogotowie!-W moim głosie dało się znaleźć przerażenie.-Nie mogę! On jest dilerem! Tym razem mu się upiekło, ale to tylko ze względu, że ty tu jesteś.-Nie rozumiałam go. Co to ma ze mną wspólnego? Mimo to wyjął telefon i zadzwonił do kogoś. W tym czasie starałam się go wyjąć z samochodu. Odpięłam jego pasy i chwyciłam tak jak powinnam. Powoli wyciągnęłam go z pojazdu i ciągnęłam jak najostrożniej i jak najdalej od samochodu.-Zaraz przyjedzie tu jego znajomy, ja do tego czasu muszę zniknąć. Powodzenia.-Jego usta odbiły się na moim czole, pobiegł do samochodu i odjechał z piskiem opon w przeciwną stronę. Położyłam blondyna na ziemi i usiadłam obok niego. Długo nie minęło jak kłęby dymu wzbiły się w górę, a z jego samochodu zrobiło się ognisko. Było na tyle bezpieczne, że deszcz dał sobie z nim radę zanim przyjechała pomoc. Z auta wysiadł umięśniony mulat. Wziął go na ręce i położył na tylnych siedzeniach. Szłam za nim oglądając oparzone ręce.
-A ty gdzie?-Prychnął. Popatrzyłam się na niego zdezorientowana.-Chyba nie myślisz sobie, że cię zabiorę.
-Gdyby nie ja on by nie żył.-Podniosłam głos
.-Gdyby nie ty Niall w ogóle by się w to nie wpakował. 
-Sam się mnie uczepił. Co ty myślisz?! Że podbiegłam do niego i zaoferowałam rolę wabika by mógł kogoś zabić?! Że powiedziałam chodź po ścigamy się i spróbujemy zepchnąć w drzewa?!
-Apropo, gdzie twój samochód?
-Po tym jak on odjechał zostawiając mnie samą w czasie drogi Justin zaoferował mi podwózkę. 
-Justin...-Powtórzył sycząc.-Gdzie on jest?
-Nie tak łatwo.-Zaśmiałam się.-Powiem ci gdzie on jest w czasie powrotu do Londynu, ale bez sztuczek.
-Dobra.-Westchnął.-Wsiadaj.-Zadowolona zajęłam miejsce pasażera. Mulat wsiadł zaraz za mną.-To gdzie on pojechał?
-W przeciwną stronę niż my.-Zaśmiałam się.
-Dokładniej?
-Tylko tyle wiem.-Uśmiechnęłam się chamsko. Chłopak się wkurzył, a ja miałam tylko z niego polewkę. Uwielbiam doprowadzać ludzi do takiego stanu. 
-Możesz się ściszyć?-Mruknął.
-Ściszyć to mogę radio.-Nie ukrywałam rozbawienia.
-Zamknij się!-Podniósł głos.
-Zamknij sobie okno.-Spojrzałam się na czarnowłosego. Żyła na jego szyi pulsowała co dawało mi więcej powodu do śmiechu. 


Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale starałam się wytrzymać tydzień bez komputera, co się nie udało, ale mniejsza o to. Dodałabym dziś szybciej, ale wiatr... deszcz... i prądu nie ma! Nienawidzę takich dni, kocham jak pada, kocham jak jest burza, ale żeby był prąd! I przepraszam za zmianę czcionki, ale po tej przerwie z prądem musiałam kopiować z Office co spowodowało właśnie tą zmianę :)
Następny rozdział należy do Niki! Dobijemy 20 komentarzy? :))
EDIT: Przepraszam za te entery! Nie wiem co się stało, już to naprawiam :)

11 komentarzy: